Grzegorz Braun dla Sputnika: Mam „certyfikat koszerności”, że nie jestem „ruskim agentem”

Autor Leonid Swiridow

„Właśnie w lewackiej Gazecie Wyborczej ta linia propagandowa jest do dziś realizowana przez późne wnuki Stalina. A z kolei środowisko prawackiej Gazety Polskiej szafuje równie gołosłownie i oszczerczo etykietą „ruskiej agentury” – uważa Grzegorz Braun.

O nich mówą „ekstremiści w garnituracn”. Największym zaskoczeniem dla elit politycznych było przekroczenie przez Konfederację progu wyborczego przy rekordowo wysokiej frekwencji. Media w Polsce przekonywały, że poglądy, jakie prezentuje ta koalicja, nie mogą liczyć na więcej niż milion głosów. Jednak Konfederacja dostała ich w wyborach 1,2 miliona.

Znany polski reżyser i publicysta, poseł na Sejm IX kadencji Grzegorz Braun odpowiada na pytania komentatora Agencji Sputnik Leonida Swiridowa.

— Panie pośle, specjalnie sprawdziłem przed naszą rozmową, że Pan otrzymał 31.148 głosów wyborców…

— Jak na nasze realia, mogę bez fałszywej skromności przyznać, to jest całkiem nieźle.

Zwłaszcza, że ten wynik udało się zrobić, mając dokładnie zero minut zero sekund czasu antenowego w debatach przedwyborczych, w mediach centralnych i lokalnych.

— I to jest bardzo dobry wynik, nie tylko dla Konfederacji, w ogóle bardzo dobry wynik wyborczy.— Na mapie wyników wyborczych Konfederacji mój wynik na Podkarpaciu, co mnie bardzo cieszy, to jest procentowo wynik najlepszy.

Co jest utrwaleniem pewnej tendencji, bo podobnie było na wiosnę, w wyborach eurokołchozowych.

 Czy mógłby Pan troszkę doprecyzować, co Panu osobiście i Konfederacji przeszkadzało w tej kampanii wyborczej?— Przede wszystkim przemilczenie i przekłamanie było normą, z którą musieliśmy się konfrontować.

Konfederacja była obiektem goebelsowsko-urbanowskiej nagonki medialnej. Kto to taki Goebbels, to nie musimy, mam nadzieję, wyjaśniać czytelnikom. Kto to taki Jerzy Urban – to jest, jak o nim powiedział kiedyś dziś już nie żyjący polityk, „Goebbels stanu wojennego w Polsce”.

— Chciałem zapytać, jak wygląda sytuacja dzisiejsza? Macie już koło poselskie w Sejmie?

— Tak jest, mamy już koło, ale jeszcze nie klub poselski. To i tak dużo, zważywszy, że rok jeszcze nie minął od utworzenia naszej Konfederacji, a my już mamy w Sejmie 11 posłów. Nasi sympatycy mówią o nas: „złota jedenastka Konfederacji”.

Jednak to wciąż o czterech za mało, by stworzyć klub, któremu dopiero przysługiwać będzie prawo samodzielnej inicjatywy ustawodawczej. Prawo wnoszenia pod obrady własnych projektów ustaw w polskiej legislatywie, poza innymi wysokimi organami władzy państwowej, przysługuje gronu minimum 15 posłów. I taka też liczba wymagana jest do utworzenia poselskiego klubu parlamentarnego.Będziemy więc starali się nasze koło poszerzać do rozmiarów klubu, co jest wcale nie wykluczone, jeśli nie mylimy się, przewidując erozję innych dziś potężnych formacji partyjnych w najbliższych latach.

Przewodniczącym koła poselskiego Konfederacji w Sejmie został pan poseł Jakub Kulesza, reprezentujący partię Wolność KORWiN. A zastępcą przewodniczącego został pan poseł Krzysztof Bosak, reprezentujący Ruch Narodowy. Zaś dyrektorem Biura naszego koła poselskiego został Włodzimierz Skalik reprezentujący Koronę.

— Co to takiego Korona i jak się ona ma do Konfederacji?

— Jest to zainicjowana przeze mnie partia konserwatystów, katolików-tradycjonalistów i monarchistów, która wraz z wymienionymi środowiskami narodowców i wolnościowców współtworzy naszą Konfederację.

Korona to obok Ruchu Narodowego i Wolności KORWiNA jeden z trzech filarów naszej szerokiej, patriotycznej formacji. Jestem więc prezesem Korony, a zarazem jednym z członków Rady Liderów Konfederacji.

— W jakiej komisji sejmowej Pan by osobiście chciał pracować?— Wstępnie, na forum naszego koła zgłosiłem natychmiast akces do dwóch, z mojego punktu widzenia, najważniejszych komisji stałych Sejmu, a są to komisje obrony: Obrony Narodowej i Obrony Życia – ta druga nominalnie zwana Komisją Polityki Społecznej i Rodziny.

Będziemy oczywiście tworzyć szereg zespołów parlamentarnych dedykowanych wszystkim tym sprawom, które wskazywaliśmy jako priorytetowe, najważniejsze w naszych kampaniach wyborczych.

Jako jedyni opowiadamy się całkowicie jednoznacznie, bez wymówek i bez niedomówień za obroną życia, tradycji, normalności, własności Polaków, za suwerennością państwa. Powołamy więc np. specjalny zespół monitorujący sprawę roszczeń żydowskich, monitorujący sprawę inwazji LGBT, rewolucji „tęczowej” i inne.

Chcemy też zdecydowanie bronić polskiej przedsiębiorczości przed warszawskim i brukselskim uciskiem podatkowym i talmudyzmem biurokratycznym.

— Dzisiaj w polskim Internecie wyczytałem, że Pan jest bardzo antyrosyjski. A z drugiej strony „ogólnie wiadomo”, że Pan jest agentem Moskwy, Kremla i w ogóle agentem wpływu. Więc kim Pan jest, Panie Braun?— Szanowny Panie redaktorze, pozostawiam dociekaniom dziennikarzy ustalenie mojego profilu, ale tym, którzy chcieliby dociekać, zwrócę uwagę na anegdotę, której stałem się uczestnikiem i twórcą jednocześnie.

Mianowicie, kiedy dobiegła końca kampania eurokołchozowa do PE, na wiosnę jeszcze, złożyłem do prokuratury doniesienie na samego siebie. Wezwałem prokuraturę do sprawdzenia tego, czy przypadkiem nie jestem agentem obcego mocarstwa.

Napisałem do prokuratury, że wprawdzie ja osobiście z całą pewnością zaprzeczę i stwierdzę jednoznacznie, że jestem lojalnym obywatelem, reprezentuję i reprezentować chcę wyłącznie polski interes narodowy i polską rację stanu. Ale zbyt wielu ludzi pozwala sobie na tego typu insynuacje, a z kolei ewentualna zdrada stanu to zbyt poważne przestępstwo, żeby prokuratura miała polegać na moich subiektywnych przekonaniach i indywidualnych zapewnieniach.

Złożyłem zatem taką autodenuncjację i proszę sobie wyobrazić, po paru miesiącach otrzymałem zawiadomienie o odmowie wszczęcia dochodzenia w tej sprawie.Co oznacza, że prokuratura, organ, niewątpliwie, do tego powołany, nijak nie mogła się dopatrzeć w moim profilu znamion przestępstwa.

Jestem zatem prawdopodobnie jedynym w Polsce, a kto wie, może w całym regionie, człowiekiem, który ma na to urzędowy papier, że nie jestem „ruskim agentem”. A nawiasem mówiąc, jestem posiadaczem podobnego „certyfikatu koszerności”, uzyskanego również na podstawie autodenuncjacji złożonej parę lat wcześniej, że nie jestem „faszystą”. Bo parę lat wcześniej z kolei modne było w Gazecie Wyborczej i innych mediach gadzinowych wytykanie mnie palcem jako rzekomego faszysty.

To jest nota bene wprost i najdosłowniej stalinowska tradycja, żeby polskich patriotów nazywać faszystami. Sowieckie Politbiuro wydało w tej sprawie specjalną dyrektywę do realizacji po linii Kominternu jesienią 1926 roku. Tam to właśnie stwierdzono, że z polskim patriotyzmem należy walczyć pod hasłem „antyfaszyzmu”. No i właśnie w lewackiej Gazecie Wyborczej ta linia propagandowa jest do dziś realizowana przez późne wnuki Stalina. A z kolei środowisko prawackiej Gazety Polskiej szafuje równie gołosłownie i oszczerczo etykietą „ruskiej agentury”.

Mnie akurat jedno i drugie udało się sprowadzić do absurdu, właśnie wstępując na tę ścieżkę legalizmu, dzięki czemu mam to od prokuratury czarno na białym, że nie jestem ani „faszystą”, ani „ruskim agentem”.

— Wrócimy do spraw poważnych, politycznych – do stosunków polsko-rosyjskich. Pan jest w tej chwili posłem, macie jedenastu posłów w Sejmie, czy jest jakaś szansa na poprawę stosunków pomiędzy Moskwą a Warszawą?— Nie przeceniajmy dziejowej roli nawet tak doborowego grona, jakim jest nasza „złota jedenastka” Konfederacji w Sejmie.

Myślę, że to, co możemy, co już czynimy i co zamierzamy czynić w polskiej polityce, to powrót do realizmu. Realizmu zarówno w myśleniu o kwestiach ekonomicznych, jak i cywilizacyjnych i geopolitycznych.

To, co Konfederację niewątpliwie charakteryzuje i wyróżnia, to jest właśnie operowanie na gruncie faktów ekonomicznych, że dwa i dwa jest cztery i więcej nigdy nie będzie. I faktów geograficznych, jak na przykład to, że Polska leży w Europie Środkowej, a nie na Księżycu. I tego, nawet gdybyśmy mogli, to nigdy nie chcielibyśmy zmieniać, bo nam się tutaj podoba.

Uważamy, że Polska to jest działka numer 1 na globusie, przez Pana Boga Stwórcę nam, Polakom, tak szczodrze podarowana. Chcemy tutaj żyć normalnie i chcemy żeby nasze dzieci mogły tutaj żyć. Jak wiadomo, zagrożenia dla naszych wartości, naszej tradycji i dla naszej własności pojawiały się w historii bardzo systematycznie i od Wschodu i od Zachodu.

I my właśnie, jako realiści, z jednej strony, nie abstrahujemy od realiów historycznych, ale, z drugiej strony, nie będąc rewolucjonistami, lecz kontrrewolucjonistami, chcemy szukać rozwiązań naszych istotnych problemów nie w abstrakcji geopolitycznej, nie w sojuszach egzotycznych, ale we własnej sile.Istotnych źródeł tej siły upatrujemy nie tyle w obcych kontyngentach, które byłyby sprowadzane na terytorium Rzeczypospolitej, ale w sile Wojska Polskiego. Nie będzie zaś silnego Wojska Polskiego bez silnej polskiej gospodarki.

A nie będzie silnej polskiej gospodarki bez pomyślnego i pokojowego prosperowania Polski, przede wszystkim w tym najbliższym sąsiedztwie, w którym się znajdujemy.

— Słyszałem, że jest już w Polsce w sprzedaży nowa książka Pana autorstwa?  

— Tak jest, chętnie korzystam z okazji, by polecić Panu redaktorowi i wszystkim Czytelnikom książkę pod tytułem „System – od Lenina do Putina”. To jest moja pełna dygresji, autorska wersja dziejów komuny w XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem projektu sowieckiego.

Pokłosie mojej pracy jako reżysera dokumentalisty, bo przecież w moim poprzednim życiu zrobiłem m.in. kilkuczęściowy cykl filmów pod tytułem „Transformacja”. A po latach, udzielając wywiadu rzeki na ten temat, dzielę się informacjami i hipotezami, przemyśleniami na te tematy.

W tej książce nie tak zdawkowo, jak dzisiaj, znajdzie Pan próbki mojego myślenia politycznego i geopolitycznego. Może tam znajdzie Pan odpowiedź na pytanie, czy ja jestem bardziej antyrosyjski czy bardziej antysowiecki.

Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.

Za Sputniknews.com

Komentarze