Zamiast szumnie reklamowanych Patriotów w rzeczywistości zamawiamy dyskretnie przemilczaną Procę Dawida – zamiast amerykańskiego kupujemy izraelskiego kota w worku. A warszawskie władze i media podtrzymują w tej sprawie wielkie i kosztowne iluzje.
Z każdym zdaniem wypowiadanym przez prezydenta Donalda Trumpa na placu Krasińskich, z każdym wybuchem aplauzu ze strony wdzięcznej publiki narastała autentyczna groza tamtej chwili. Bo skoro Amerykanie uznali za stosowne tak bardzo nas dowartościować – to czego teraz będą chcieli za te wszystkie miłe polskim sercom słowa? Sprawa zaczyna się wyjaśniać znacznie szybciej, niż mogli spodziewać się najwięksi nawet sceptycy. Że Waszyngton nie jest wobec nas szczery w swoich komplementach, to jednak tylko pół biedy – cały problem w tym, że Polaków równie konsekwentnie dezinformuje Warszawa. Politycy dobrej zmiany i działający w ich otulinie propagandowej publicyści w tej sprawie nadal uporczywie oszukują samych siebie albo polską opinię publiczną – co wychodzi na jaw w toku żenującego festiwalu egzaltacji i manipulacji w sprawie strategicznych inwestycji zbrojeniowych.
Oto okazało się, że po tryumfalnym ogłoszeniu bliskiej finalizacji kontraktu na zakup amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej ostatecznie Wojsko Polskie ma zaopatrywać się w antyrakiety izraelskie. Szczegół ten (ładny szczegół, raty liczone w miliardach dolarów!) został tradycyjnie przemilczany przez wszystkie media polskojęzyczne, które wcześniej tak chętnie i wydajnie zaangażowały się w festiwal dezinformacji, gdzie jako główny wabik na naiwnych patriotów posłużyły właśnie legendarne Patrioty. Kiedy Air Force One z prezydentem Trumpem na pokładzie lądował na Okęciu, puszczona została w obieg tryumfalna wieść o tym, że „jeszcze tej nocy” podpisana zostanie „umowa na zakup” sprzętu, którego posiadanie będzie skuteczną „gwarancją bezpieczeństwa Polski”.
Szybko okazało się, że nie umowa, lecz raczej wstępna promesa, że Amerykanie w istocie do niczego się jeszcze nie zobowiązali, że terminy pierwszych dostaw przewidziane są na rok 2022/23, a w ogóle o pełnej zdolności operacyjnej można będzie mówić za 10 lat (jak przyznał kilka dni później wiceminister obrony narodowej Kownacki). Ale te konkretyzujące informacje (składające się na czytelny przekaz, że na razie mowa o gruszkach na wierzbie przyobiecanych w grudniu po południu) w niczym jakoś nie zmniejszyły patriotycznego zapału na fali trumpoentuzjastycznej propagandy. Jeszcze tydzień później sam minister Macierewicz utrzymywał, że kupujemy rakiety najnowszego typu i że dzięki temu otrzymamy wreszcie dostęp do amerykańskiej technologii. I otóż wszystko wskazuje na to, że pierwszą ratę, około miliard dolarów, zainkasują najprędzej nie Amerykanie, lecz Izraelczycy.
Ale czemu znów tak ciekawe i ważne wiadomości pojawiły się wyłącznie na obcojęzycznych portalach (patrz np.: http://www.jpost.com/Israel-News/ Poland-to-buy-Israeli-made-Patriot-missiles-499233, albo: https://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-4986 597,00.html)? Informacje tam publikowane zdają się mocno skonkretyzowane: „Poland to buy US Patriot system with Israeli-made missiles” („Polska ma zakupić amerykański system Patriot z rakietami produkowanymi w Izraelu”) – i dalej: „Warszawa nalega [sic!] na zakup pocisków systemu przechwytującego Proca Dawida ze względu na ich znacząco niższą cenę i lepsze osiągi. Izraelski koncern Rafael, który opracował ten system wspólnie z amerykańskim koncernem Raytheon, może się spodziewać zarobku w wysokości miliarda dolarów od tego kontraktu”.
A może to istotnie najlepsze rozwiązanie? Może rzeczywiście nasze bezpieczeństwo ma się radykalnie zwiększyć, a budżet tyle zaoszczędzić na zakupie tańszego sprzętu z państwa położonego w Palestynie? Cóż za niespotykanie korzystny interes: za cenę jednego pocisku typu Patriot można podobno kupić aż dziesięć Dawidów (po 450 tys. dolarów sztuka). Ale jeśli to wszystko tak pięknie się układa, to czemu MON nie reklamuje tak wielkiego sukcesu – nie chwali się swą przezornością i gospodarnością?
I czemu milczą o tym media polskojęzyczne – całkiem zgodnie i solidarnie, zarówno te pro-, jak i antyrządowe? Ba, nawet portale specjalizujące się w militariach i technikaliach – wszystkie w tej akurat sprawie nabrały wody w usta. Jest, owszem, jeden sprawiedliwy – niezawodna „Bibuła” odnotowała: „Izraelskie rakiety dla Polski w nowej umowie z USA” (patrz: http://www.bibula.com/?p=96 676). Ale poza tym – kompletna cisza w eterze. A przecież jest co rozważać – i to nie tylko mając na uwadze kolosalny wymiar finansowy tej transakcji, ale także, a może przede wszystkim jej wymiar geostrategiczny.
Czy rzeczywiście system obrony antyrakietowej z importu uczyni Polskę bezpieczną od zagrożenia atakiem rakietowym ze Wschodu – to jedna kwestia w najwyższym stopniu problematyczna. Nie tylko ze względu na bliskość położenia ewentualnych nieprzyjacielskich wyrzutni, ale także i z tego względu, że żaden z tych kosztownych sprzętów nie przeszedł jeszcze takiej akurat próby ogniowej na realnym polu walki. Więc co do możliwości strącania rakiet rosyjskich przez amerykańskie czy żydowskie antyrakiety – to pozostaje ona czysto teoretyczna. Żadnego Iskandera nie trafił jeszcze żaden Patriot ani tym bardziej żaden Dawid – bo po prostu nie było jeszcze, chwała Bogu, takiej wojennej potrzeby. Ale nawet jeśli w tej sprawie uwierzymy naszym kontrahentom na słowo, to poważna różnica jest taka, że amerykańskie Patrioty są w obiegu już ponad cztery dekady (projektowane w latach 60., testowane w latach 70., zdolność bojową uzyskały w połowie lat 80.) – więc przynajmniej wiadomo, że w ogóle istnieją i działają. Tymczasem izraelski system obrony przeciwpowietrznej Proca Dawida wciąż jeszcze nie osiągnął fazy operacyjnej – jest nadal testowany. Czyżby Izraelczycy wpadli na doskonały biznesowy pomysł dokończenia tego projektu w sposób „samofinansujący się” – na nasz koszt? Stąd nie jest wcale oczywiste, czy naprawdę należy się cieszyć się, że to my jako pierwsi nabędziemy tego kota w worku (patrz np.: http://www.defconwarningsystem.com/phpBB3/viewtopic.php?t=10 266): „Poland to Become First Importer of Israel’s David’s Sling Missile Defense” („Polska ma się stać pierwszym importerem izraelskiego systemu obrony Proca Dawida”).
Gdyby nawet Proca Dawida miała okazać się naprawdę tak skuteczna w działaniu, a jej zakup tak nieprawdopodobnie okazyjny, to i tak są poważne powody, by zawarcie tego kontraktu uznawać za pomysł najgorszy – wręcz groźny dla bezpieczeństwa państwa. Warto w tym kontekście przypomnieć, jak przykrą niespodziankę sprawili izraelscy kontrahenci Gruzinom w połowie poprzedniej dekady, sprzedając im najpierw sprzęt bojowy, czym skutecznie przyczynili się do eskalacji wojennej – a następnie, jak wieść niesie, przekazując klucze elektroniczne Rosjanom. W rezultacie skuteczność izraelskich cudów techniki w konfrontacji z Moskalami okazała się zerowa. Być może to właśnie ten mały psikus kosztował Gruzinów przegraną wojnę w 2008 r. zakończoną zaborem części terytorium.
Być może nasz minister obrony narodowej naprawdę wierzy, że poprzez ten polsko-izraelski kontrakt stulecia otwiera Polskę na amerykańską technologię – byle nie na przestrzał…