– Wczoraj było Święto Niepodległości i dlatego chciałem zapytać o Polskę i Polaków, czy państwo polskie istnieje, a jeżeli tak, to na jaki sposób, i jaka jest kondycja tego narodu?

– Kiedy parę lat temu dzieliłem się takim przekonaniem, że państwo polskie nie istnieje, to mogłem w ten sposób tylko ugruntować swoją renomę oszołoma. W mijającym sezonie tę oczywistą prawdę wypowiedział jeden z ministrów konstytucyjnych w słynnym zdaniu, które na pewno było cytowane już na tych łamach szereg razy.

Więc dla nikogo nie powinno to być zagadką, tajemnicą, nikomu nie powinno nastręczać żadnych trudności i komplikacji intelektualnych przeniknięcie tej prawdy. Państwo polskie nie istnieje. Istnieje fasada, istnieje rząd-wydmuszka; że jest to rząd-wydmuszka, to możemy wnosić z enuncjacji ministrów tego rządu. Przypomnę, że nowa pani minister spraw wewnętrznych zadeklarowała zaraz na wejściu, że nie będzie pełniła roli koordynatora służb specjalnych. No i w związku z tym do dziś nie wiemy, kto prace służb specjalnych w postpeerelu koordynuje. Nie sądzę, żeby to była pani premier Kopacz, która ma dostateczną ilość innych, bardzo zasadniczych trudności z funkcjonowaniem publicznym, trudności – nazwijmy to – psychofizycznych, i w związku z tym nie sądzę, żeby miała jakiekolwiek predyspozycje i możliwości zarządzania bezpieką w Polsce.

Jednakowoż ktoś tą bezpieką musi zarządzać, stawiam wobec tego hipotezę, że większość polityczno-policyjnych aktywów została wyprowadzona z rządu i że zawiadują tą twardą strukturą resortów siłowych w Polsce jakieś zupełnie niekonstytucyjne instancje.

Być może aktywa polityczne przeniesione zostały w znacznej mierze z rządu do Kancelarii Prezydenta. Być może to agentura, służby stojące za prezydentem Komorowskim rozdają w tej chwili już wszystkie karty w Rzeczypospolitej. Tym służbom oczywiście również nie przyznawałbym pełnych i ostatecznych kompetencji decyzyjnych. Myślę, że instancje zawiadowcze tego układu mają swoje centralne siedziby poza granicami Rzeczypospolitej.

Myślę – i wypowiadałem to przekonanie szereg razy – że scenariusz, jaki jest dla Polski przewidziany, jaki się właśnie realizuje na naszym terytorium, streszcza się w określeniu kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym.

Niemcy są w Polsce na tyle silni, żeby zabezpieczyć swoją agenturę, uchronić ją przed ostateczną kompromitacją i słuszną karą, co widzimy na przykładzie Donalda Tuska, który został przez swoich mocodawców ewakuowany w porę z tonącej Platformy. Rosjanie są na tyle mocni, żeby ciągle jeszcze na terenie Rzeczypospolitej realizować swoją politykę nie tylko historyczną, ale także politykę energetyczną.

No ale trzeba zauważyć, że w Warszawie mimo wszystko nie odsłonięto jednak żadnego nowego pomnika wdzięczności Armii Czerwonej, nie otwarło w Warszawie swojej siedziby Centrum przeciwko Wypędzeniom pani Eriki Steinbach – w Warszawie zostało otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich. To jest ośrodek transmitujący z wielką mocą – o czym mogłem się przekonać, zwiedzając ekspozycję w tym muzeum – antypolską narrację historyczną, a przecież działalność tego ośrodka nie będzie się ograniczała, już nie ogranicza się, do funkcji tylko wystawienniczych. To jest – i wypowiadam to zdanie z pełną powagą – ośrodek innej, niepolskiej suwerenności na terenie Rzeczypospolitej.

To jest instalacja o charakterze politycznym i otwarcie tego muzeum rymuje się, zbiega, synchronizuje z przeprowadzeniem szkoleń dla prokuratorów, którzy przez prokuratora generalnego zachęcani są do baczniejszego monitorowania i ścigania tzw. mowy nienawiści, a jednocześnie korzystające z finansowania zagranicznego ośrodki propagandowe, takie jak stowarzyszenie „Nigdy Więcej”, nasilają swoją działalność donosicielską.

Przedstawiciele tych ośrodków, tych organizacji składają donosy na polskich patriotów w niemieckich gazetach. W ostatnich dniach przed Świętem Niepodległości pan doktor Rafał Pankowski, zatrudniony też jako profesor warszawskiego Collegium Civitas (szczególnie zainteresowanych odsyłam do strony internetowej, tam można sprawdzić, jakie jeszcze tuzy profesorskie są na tej uczelni zatrudnione), na łamach „Spiegla” jednoznacznie stygmatyzuje, etykietuje uczestników Marszu Niepodległości jako faszystów i wyraża przekonanie, że tego typu imprezy powinny być zakazane.

Powołuje się przy tym na prawo i tak zwane wartości europejskie.

Wszystko to razem, cała atmosfera wczorajszego dnia i postawa władz, które najwyraźniej nie ukrywają już zupełnie tego, że polscy patrioci, których gromadzi Marsz Niepodległości, są dla nich, dla tej władzy warszawskiej, przeciwnikami, że są wrogiem do wyeliminowania, do spacyfikowania, co najmniej do poddania kontroli na kształt rezerwatu dla jakichś Indian biało-czerwonych – to wszystko skłania mnie do przypuszczeń, że ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej, na niekorzyść narodu polskiego rzecz jasna, wkracza w swoją finalną fazę.

Sądzę, że ci, którzy pokładali wielkie nadzieje w sojuszu amerykańskim, ci, którzy liczyli na to, że Amerykanie nas nie dadzą, że naprawdę jest już najwyższy czas, żeby otwarli oczy i żeby zweryfikowali swoje poglądy. Paryskie spotkanie Kerry-Ławrow, jeśli o nasze sprawy chodzi, miało charakter porozumienia jałtańskiego.

Wyraźnie zadeklarowano tam, że imperium rosyjskie i amerykańskie zamierzają kooperować na froncie wspólnej walki z zagrożeniem terrorystycznym, które przybiera aktualnie kształt państwa rezunów islamskich na Bliskim Wschodzie.

No i jeśli tam Amerykanie i Moskale toczyć będą wspólną walkę, to naprawdę nikt w Waszyngtonie nie planuje nie tylko umierania za Gdańsk, ale też – jak przypuszczam – nikt nie będzie niczego rzucał na szalę w polskich sprawach. Kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym, ten projekt polityczny, ma to do siebie, że jest optymalny, kompromisowy i najlepszy dla wszystkich kontrahentów, poza – rzecz jasna

– Polakami, którzy nie siedzą tutaj nawet przy żadnym stole wspólnych rokowań.

 Politycy państwa i diaspory żydowskiej mają niestety doskonałe argumenty w tej sprawie. Mogą każdej ze stron przedstawiać się jako jedyni gwaranci tego dziejowego kompromisu, którego niezbędnym, nieodzownym elementem jest oczywiście sprowadzenie polskiej ludności tubylczej do poziomu narodu niepolitycznego, do poziomu materiału etnograficznego, a więc właśnie jakiegoś rezerwatu indiańskiego.

Politycy żydowscy mają po swojej stronie wszelkie argumenty historyczne, mogą bowiem bardzo zasadnie argumentować, że to właśnie diaspora żydowska była historycznie najbardziej lojalna tak wobec władzy pruskiej, jak wobec władzy ruskiej.

Tak zwani litwacy w ostatniej ćwiartce XIX i na początku XX wieku byli najistotniejszym i najliczniejszym elementem rusyfikującym ziemie kraju przywiślańskiego, dawnego Królestwa Polskiego. Zwracał na to uwagę nie kto inny, jak Józef Piłsudski w swoim wartym przypomnienia artykule „Do towarzyszy socjalistów Żydów” opublikowanym jeszcze na łamach socjalistycznej prasy podziemnej w końcu XIX wieku.

Z drugiej strony, w zaborze pruskim tamtejsi Żydzi w chwilach próby byli lepszymi Prusakami od samych junkrów pruskich, co wyraziło się w takich sytuacjach, jak na przykład pogrom w Buku pod Poznaniem w roku 1848, kiedy to w dobie wiosny ludów tamtejsi Żydzi wzięli się za bicie i zabijanie Polaków, którzy dopominali się o niepodległość.

Otóż, więc Żydzi mają tutaj argumenty historyczne, no i mają bardzo poważne argumenty współczesne. Bardzo poważne argumenty, które pozwalają im przedstawiać się jako jedyna siła zdolna stabilizować tak politycznie, jak i ekonomicznie nasz region.

– Ale Żydzi mają też własne państwo, które de facto jest mocarstwem światowym i nie muszą tu pełnić roli „klienckiej”.

– To państwo jest właśnie w fazie jeśli nie likwidacji jeszcze – bo ta zapewne nigdy nie nastąpi, w każdym razie nie zostanie oficjalnie proklamowana – to państwo wyczerpało swój resurs geopolityczny z przyczyn demograficznych, ze względu na niedostateczny przyrost naturalny wśród żydowskich obywateli państwa położonego w Palestynie, jak i ze względu na to, że nie znajdzie się już w świecie źródło, z którego mógłby pochodzić jakiś zastrzyk demograficzny porównywalny do tego, jakiego udzieliła emigracja Żydów sowieckich ćwierć wieku temu.

Także zasoby wody na Bliskim Wschodzie zaostrzają problemy egzystencjalne państwa położonego w Palestynie. No i nie jest już żadną tajemnicą, bo wiemy to nie tylko z takich dość jednak enigmatycznych wypowiedzi, jak wypowiedź Henry’ego Kissingera sprzed paru lat, to słynne zdanie „za dziesięć lat Izrael nie będzie istniał”, ale wiemy to już z szeregu publikacji, które chociażby w tym mijającym roku mogliśmy znaleźć na łamach europejskiej i światowej prasy. Wiemy, że w samym Izraelu idea imigracji do Europy – wymienia się Berlin – jest bardzo popularna.

– I Warszawę, która jest „nowym Berlinem”.

– Otóż to. Na łamach krajowej prasy paręnaście tygodni temu pan Seweryn Aszkenazy zamieścił artykuł – to bardzo istotna postać, bynajmniej nie marginalna, ale jedna z kluczowych postaci diaspory żydowskiej w III Rzeczypospolitej, człowiek, który wiele zainwestował w tzw. judaizm reformowany, czyli takich powiedzmy żydowskich protestantów – na łamach gazety „Polska The Times”, czyli polskojęzycznej niemieckiej gazety, która ukazuje się tutaj codziennie, pan Seweryn Aszkenazy zarysował słabe, nieciekawe perspektywy, jakie otwierają się przed Żydami w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych, i wskazał jednoznacznie na Polskę, powołując się na wielowiekową tradycję koegzystencji. Wskazał na Polskę jako na kraj, w którym życie żydowskie mogłoby ponownie zakwitnąć.

No i kiedy zwiedzamy to nowo otwarte Muzeum Historii Żydów w Warszawie, to taka perspektywa rysuje się jako oczywiste i logiczne dopełnienie tej linii narracyjnej, która jest w tym muzeum przedstawiona.

– Wróćmy do kondycji narodu polskiego. Czy takie wydarzenia, jak właśnie Marsz Niepodległości, są jakimś elementem tej nadziei, że naród polski w swojej tożsamościowej, historycznej obwolucie, że tak powiem, jest w stanie jeszcze zaistnieć?

– Och, oczywiście. Naród polski niewątpliwie istnieje i ma się całkiem nieźle, kiedy tak potoczymy wzrokiem po błoniach pod Stadionem Narodowym i widzimy tam dziesiątki tysięcy młodych Polaków, którym Polska się jeszcze nie znudziła, którym Polska się jeszcze nie sprzykrzyła, no to co do istnienia narodu polskiego nie może być cienia wątpliwości.

Problem w tym, że naród polski bynajmniej nie stanowi większości wśród ludności zamieszkującej tereny Rzeczypospolitej w jej aktualnych granicach. Większą część tej ludności stanowią tubylcy, bezwyznaniowi, beznarodowi niezależnie od tego, co tam mają wpisane w dowód osobisty i co nawet na własny użytek deklarują. To są ludzie, którzy nie są świadomym narodem politycznym i nawet nie aspirują do takiej roli. Myślę, że jest takich niestety więcej niż świadomych patriotów.

Jest też trzecia grupa wśród ogółu mieszkańców, obywateli III RP. Jest znaczna liczba volksdeutschów i sowietów, sowietów bądź z tradycjami moskiewskimi, bądź neoeurosowietów i ci bardzo świadomie i bardzo często – częściej niżby się zdawało – jawnie są skłonni zadeklarować swoją wrogość wobec narodu polskiego i wobec idei suwerennej państwowości polskiej.

I tego przykładem jest wyżej wymieniony Pankowski volksdeutsch, Pankowski donosiciel do eurogestapo na łamach niemieckich gazet.

Dobra wiadomość jest taka, że patriotów, których rewię mieliśmy w dniu wczorajszym na Marszu Niepodległości, jest niewątpliwie więcej niż tych zdeklarowanych Volksdeutchów, eurovolksdeutschów. Jest ich więcej, niestety ci drudzy dysponują ciągle poważniejszymi narzędziami oddziaływania politycznego.

Trzeba zauważyć, że polski patriotyzm sam się knebluje ideą i ideologią demokratyczną. Tak długo, jak długo polscy patrioci będą szukali rozwiązania kwestii polskiej na drodze demokratycznej, tak długo, jak długo będą hołdować fetyszowi wielkiej liczby, fetyszowi większości demokratycznej, tak długo pozostają zakneblowani.

A sprawa polska jest nierozwiązywalna pozytywnie na rzecz narodu. Trzeba, żeby Polacy na szerszą skalę uświadomili sobie oszustwo demokracji, żeby uświadomili sobie, że system demokratyczny nie jest narzędziem, które pozwoli im Polskę odzyskać, a gdyby nawet to się przypadkiem udało, gdyby pojawiła się jakaś luka w systemie, przez którą na moment mogliby się prześlizgnąć patrioci, to system demokratyczny z całą pewnością nie pozwala na zabezpieczenie niepodległego bytu narodu.

Demokracja jest więc systemem iluzji, ułudy. Notabene system ten również wyczerpuje powoli możliwości swojego istnienia.

Co jest alternatywą dla demokracji? Najprostszą alternatywą dla demokracji jest zamordyzm, są rządy autorytarne, z którymi w istocie mamy już do czynienia, bo system kontroli i cenzury, inwigilacji jest już w pełnym rozkwicie, nawet jeśli ma jakieś zmiękczające obraz, przyjemniejsze opakowanie i jeśli jakieś pozory przesłaniają jeszcze tę oczywistą prawdę. Ja osobiście nie życzę ani sobie, ani moim rodakom, żeby znaleźli się pod władzą jakiejś junty.

Jeśli nie demokracja, to zamordyzm. Jaka jest jedyna alternatywa dla zamordyzmu? To jest oczywiście monarchia prawowita, monarchia, w której król nie tylko panuje, ale też i rządzi. Nie rekomenduję nikomu monarchii cepeliowskiej, fasadowej, takiej jaką możemy oglądać na przykład w Wielkiej Brytanii. Namawiam na monarchię serio, na monarchię prawdziwą, to jest prawowitą i realną.

– Jaka jest kondycja Grzegorza Brauna? Słyszeliśmy, że wygrałeś proces w Strasburgu. Jest to smutne, że musiałeś się odwoływać poza kraj, żeby dochodzić sprawiedliwości. Jakie masz jeszcze inne procesy?

– Odwołałem się do trybunału strasburskiego, po to żeby nie było żadnych wątpliwości, że wyroków wydanych na mnie przez postpeerelowskie sądy nie uznaję. Za mówienie prawdy przepraszać nie zamierzam i nałożonych na mnie kar dobrowolnie nie płacę.

Kary zostały wyegzekwowane, przez szereg lat prowadzono wobec mnie kampanię nienawiści, dezinformacji i zniesławień. Ta kampania trwa zresztą, bo wyrok strasburski nie przeszkadza etatowym kłamcom, funkcjonariuszom frontu ideologicznego, reprodukować te kłamstwa, które na mój temat powtarzali przez lata. Niemniej jednak wyrok strasburski ma dla mnie osobiście to znaczenie, że stawia jakąś kropkę nad i w tej sprawie i puentuje ten wątek.

Nie będę tu już referował sprawy, jaka była u podstaw. Najkrócej można tylko powiedzieć, że opowiedziałem się przed laty za jawnością biografii uczestników życia publicznego i za to właśnie byłem ścigany.

W tym mijającym roku udało mi się skończyć wyjątkowo – rekordowo jak na mnie – aż trzy filmy, trzecią część cyklu „Transformacja. Od Lenina do Putina”, film „Nie o Mary Wagner”, który będzie miał – mam nadzieję – swoją kanadyjską premierę na początku przyszłego roku, i film „Nie jestem królikiem doświadczalnym” o pani doktor Wandzie Półtawskiej. Ten film piętnastego będzie miał swoją premierę w Krakowie, w Łagiewnikach.

– Dziękuję bardzo.

Rozmawiał Andrzej Kumor

PS Kanadyjska premiera filmu „Nie o Mary Wagner” będzie miała miejsce w niedzielę, 18 stycznia 2015 roku, w Centrum Kultury Polskiej im. Jana Pawła II w Mississaudze.

Komentarze