Jakież to jednak ciekawe – bezpośrednio po strzelaninie w centrum handlowym w Monachium policja komunikuje, że trwa pościg za trzema sprawcami wyposażonymi w broń długą, ale mija parę godzin i okazuje się, że to nieporozumienie, sprawca był tylko jeden i strzelał z pistoletu.

Najwyraźniej dość celnie, skoro osiem osób pozbawił życia, a ponad 20 poranił – musiał więc mieć ze sobą niejeden zapasowy magazynek. Nieźle, jak na skromnego 18-latka. Jakich technik użyto, by tak błyskawicznie ustalić, że wszystkie kule wystrzelono z tej samej broni? Na jakiej podstawie tak szybko przyjęto wersję o samotnym, niezrównoważonym sprawcy i odwołano pościg, skoro wcześniej uznano za stosowne zarządzać na terenie całego miasta stan wyjątkowy i sprowadzać legendarny odział antyterrorystów GSG9? Intrygujący szczegół – władze zaapelowały do mieszkańców, by nie umieszczali w sieci żadnych zdjęć i nagrań, aby nie pomagać w ten sposób terrorystom. Czy rzeczywiście? A może chodzi raczej o zminimalizowanie ryzyka, że dociekliwi internauci znowu wypatrzą coś niepasującego do wersji oficjalnej?

Zresztą i tak niejedno już wypatrzyli. Zauważyli na przykład, że „miejscowy reporter” Richard Gutjahr, który umieścił na „tłiterze” swoje spostrzeżenia spod Mac Donalda, gdzie miała podobno swój początek monachijska masakra, to ten sam Richard Gutjahr, który kilka dni wcześniej był naocznym świadkiem masakry na bulwarze w Nicei (czytaj np.: „Ten sam facet filmował atak w Nicei i w Monachium” – na stronie: marucha.wordpress.com). Jakiż to nadzwyczajny instynkt reporterski w obu tych przypadkach kierował panem Gutjahrem (prywatnie: mężem Einat Wilf, byłej posłanki do Knesetu i ekskandydatki na prezesa Światowego Kongresu Żydów)? Może zatem to nie kwestia instynktu – a po prostu silna poszlaka, że nie dla wszystkich obydwa zamachy były zdarzeniem zaskakującym i nieprzewidzianym? Notabene – władze w Nicei otrzymały z Paryża wezwanie do zniszczenia nagrań z kamer, które zarejestrować mogły morderczy rajd białej ciężarówki (czytaj np.: „Hollande nakazuje zniszczenie wszystkich nagrań z wideomonitoringu zamachu w Nicei” na stronie: dakowski.pl). Może więc nie żadne samotne wilki czy raptownie „zradykalizowani” młodzieńcy o niestabilnej osobowości, ale znacznie szerszy krąg zleceniodawców i wykonawców szeroko zakrojonej operacji, której istotnym celem jest destabilizacja Europy?

W całej serii krwawych zamachów, jakie od wielu miesięcy systematycznie wstrząsają naszym kontynentem, mamy jeden stały element – wykonawca usłużnie ginie, zatem jego zeznania nie skomplikują pracy śledczym ani politykom, ani ich rzecznikom prasowym, którzy bez przeszkód prezentować mogą publiczności swoją narrację. Zawsze jednak gdzieś pojawią się niespójności albo szczegóły tak zwracające uwagę swoją oryginalnością, że aż niewiarygodne. Do tych ostatnich śmiało zaliczyć można wzmianki o „przypadkowej obecności” specjalnego oddziału policji w Heidingsfeldzie k. Wurzburga, gdzie akurat wybiegł z pociągu młody człowiek, który zaatakował ostrym narzędziem kilkoro pasażerów. W pierwszych doniesieniach mowa była o tym, że specfunkcjonariusze wytropili uciekiniera nad pobliską rzeczką i tam go zastrzelili, bo się na nich rzucił. Skoro sam delikwent niczego już w tej sprawie nie zezna, więc niemieckie służby opowiadają za niego, np. że chciał dokonać „zemsty za śmierć przyjaciela” zabitego w Afganistanie. Tym ciekawsze więc, że za obiekt napaści spośród wszystkich pasażerów podmiejskiej kolejki wybrał akurat czworo chińskich turystów z Hongkongu (sic!). W atmosferze zbiorowej histerii i pryncypialnego oburzenia mało kto zwróci uwagę, że w istocie brak jakichkolwiek dowodów na identyczność zamachowca z kolejki ze zlikwidowanym przez antyterrorystów młodzieńcem z rodziny zastępczej, u którego w pokoju odkryto „własnoręcznie narysowaną flagę państwa islamskiego” oraz, a jakże, „list pożegnalny do ojca” (którego?). Podobnie było przecież w ubiegłym sezonie, po atakach w Paryżu i w Brukseli, których mniemani autorzy również oddali ducha nieprzesłuchani przez żadnego prokuratora.

Z zamachu na zamach coraz więcej jest poszlak wskazujących, że te realnie tragiczne w skutkach, ale groteskowo niespójne w oficjalnym przekazie akcje należą do kategorii dokonywanych „pod fałszywą flagą”, że zostały w istocie zamówione i wyreżyserowane przez świat służb i polityki. W jakim celu? Zawsze tym samym – dla usprawiedliwienia drastycznych kroków, które inaczej spotkałyby się ze sprzeciwem społeczeństwa. Mówiąc wprost, chodzi o zaprowadzenie rządów silnej ręki, tj. stanu wyjątkowego, który różnie może się nazywać, ale będzie miał zawsze ten sam cel – zabezpieczenie zbankrutowanej władzy przed kontrakcją oszukanych obywateli. Prezydent Hollande już ma swój stan wyjątkowy i właśnie zyskał dobry pretekst do jego prolongaty; prezydent Erdoğan, jak wiadomo, nie zostaje w tyle; a kanclerz Merkel właśnie przećwiczyła swój stan wojenny w Bawarii. Kto następny? Aż strach pomyśleć – skoro takie autorytety jak gen. Stanisław „Szogun” Koziej konstatują, że „fala zamachów idzie na wschód”. Swoją drogą, warto chyba sprawdzić, czy pan redaktor Gutjahr nie wybiera się czasem na spotkanie z papieżem Franciszkiem do Krakowa czy Oświęcimia.

 

za: http://polskaniepodlegla.pl

Komentarze